Józef Brandt, „Wesele kozackie”

Będzie to rzecz o malarzu, który „nie ma sobie równego w odtwarzaniu stepów i koni, zdziczałych dusz stepowych i krwawych scen, które się rozegrały dawniej na onych pobojowiskach”.

Kogo miał na myśli Henryk Sienkiewicz, pisząc te słowa? Oczywiście Józefa Brandta (1841–1915). Pisarz musiał być pod wrażeniem jego malarstwa, skoro obdarzył artystę mianem „poety stepowego” – cała twórczość Brandta stanowi bowiem rozległą i barwną opowieść o wschodnich, sięgających XVII wieku rubieżach Rzeczypospolitej.

Józef Brandt to również jeden (obok Maksymiliana Gierymskiego) z tzw. generałów. Autorem określenia nadanego z powodu roli, jaką malarz pełnił pośród członków kolonii polskich artystów w Monachium, był Henryk Siemiradzki. Całą historię powstania tego jakże wymownego przezwiska opisał Stanisław Witkiewicz.

Brandt był pod ogromnym urokiem zarówno piękna dzikiej przyrody Ukrainy i Podola, jak i historii, folkloru oraz zwyczajów Kozaków i Tatarów. Ich wizerunki stały się niejako emblematem Brandtowskich obrazów. Co ciekawe, niemałą rolę w tej kwestii odegrał batalista Juliusz Kossak, który w 1860 roku zabrał niespełna dziewiętnastoletniego Józefa w podróż po rozległych stepach Ukrainy. Należy w tym miejscu wspomnieć również o poezji Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego oraz Józefa Bohdana Zaleskiego, stanowiącej dopełnienie malarskiej wizji Józefa Brandta. Być może właśnie pod wpływem słów poematu Damian książę Wiśniowiecki Zaleskiego powstało jedno z najbardziej rozpoznawalnych dzieł Brandta zatytułowane Wesele kozackie:

 

„Blask się ze wszech stron promieni,

Na gościńcu wrzaski, stuki,

Suto, dworno przystrojeni,

Ciury, sługi i hajduki,

Coraz bliżej chyżej jadą,

Z hukiem, zgiełkiem i paradą.

 

Jadą, jadą, klaszczą dłonią,

I śpiewają, i miód piją,

W cztery dźwięczne gęśli dzwonią,

Dmą w piszczałki, w kotły biją,

Dmą w piszczałki, w kotły biją,

I śpiewają, i miód piją”.

 

Znane są również inne wersje Wesela kozackiego, będące najprawdopodobniej szkicami przygotowawczymi do tego właśnie obrazu.

Istotnym elementem przywołanego dzieła jest jego „muzyczność”. Pierwszy plan tworzą bowiem nie tylko postaci szczęśliwych młodożeńców, lecz także dwaj muzykanci na koniach. Trzymane przez nich instrumenty zostały tak intensywnie wyeksponowane, że to one wydają się pełnić rolę „pierwszych skrzypiec” w przedstawieniu. Skąd u Brandta tak duży nacisk na obecność muzyki w obrazie? Okazuje się, iż była ona kolejną po malarstwie wielką pasją artysty. A ponadto Brandt potrafił pięknie śpiewać. Muzyka towarzyszyła artyście również podczas malowania, o czym świadczą fragmenty pisanych przez niego listów: „Mam fortepian u siebie w atelier (…)”. I dalej: „jak miło malować, słuchając muzyki”. Nie ma zatem żadnej przesady w stwierdzeniu, że Brandt „rozśpiewał” polskie malarstwo jak żaden inny spośród rodzimych twórców.

Podczas wizyty w Galerii Malarstwa gorąco zachęcamy do tego, aby nieco dłużej zatrzymać się nie tylko przy radosnym, pełnym dźwięków i słońca Weselu kozackim, lecz także przy pozostałych dziełach Józefa Brandta – kolorystycznie wysmakowanym Zwiadzie kozackim oraz żywiołowych Popisach jeździeckich. Zachęcamy również do tego, aby Wesele kozackie, największy obraz w galerii, zechcieć wziąć pod przysłowiową lupę. W jego prawym dolnym narożniku znajdą Państwo sygnaturę malarza, dosyć nietypową w porównaniu z podpisami, jakie pozostawiali na swych płótnach inni malarze. Nie będziemy jednak zdradzać, co jest treścią podpisu, licząc, że sami Państwo zechcą rozszyfrować tę zagadkę.

Malarz na stałe związał swoje życie z Monachium. To tu zdobywał wykształcenie oraz szerokie i autentyczne uznanie. Tu wspierał przybyłych z kraju rodaków, udzielając im najróżniejszych form pomocy. Brzmiące z niemiecka nazwisko bywało jednak przeszkodą w kwestii poprawnej interpretacji pochodzenia artysty. Brandtowi nie odpowiadał taki stan rzeczy. Zaczął zatem podpisywać się w taki sposób, by nikt nie miał wątpliwości co do tego, że autorem dzieła jest Polak. A z racji tego, iż w tym czasie Polska znajdowała się pod zaborami, sprawa ta nabrała dodatkowego znaczenia.

[Opracowała: Helena Kisielewska, adiunkt w Dziale Sztuki Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu]