Jan Lebenstein, bez tytułu, 1985

Jan Lebenstein, bez tytułu, 1985, akwaforta

„Jeśli się zdarzy złapać absolut – jest się szczęśliwym. Każdy człowiek to przeżywa, ale tylko artysta ma szansę utrwalenia takiej chwili”.

Cytat pochodzi z rozmowy z Janem Lebensteinem przeprowadzonej przez Wiesławę Wierzchowską w Paryżu 4 maja 1984 r.

Jan Lebenstein nie został dentystą, bo – jak sam twierdził – rwałby zęby jak kowal. Stanęło zatem na sztuce. Jego twórczość świdruje świadomość niczym dentystyczne wiertło. Pełno w niej dziwnych stworów – półludzkich i półzwierzęcych. Relacje i zależności pomiędzy nimi także wyglądają na trudne i niejednoznaczne. To tak jak w życiu. Nie zawsze bywa ono łatwe, lekkie i przyjemne… 

Jan Lebenstein studiował w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, m.in. w pracowni Artura Nachta-Samborskiego, z którym – jak twierdził – „gadało się” jak z nikim innym! Artysta debiutował podczas Ogólnopolskiej Wystawy Młodej Plastyki „Przeciw wojnie, przeciw faszyzmowi”, która odbyła się w warszawskim Arsenale w 1955 r. Rok później na piątym piętrze w mieszkaniu przy ul. Tarczyńskiej, będącym jednocześnie siedzibą teatru o tej samej nazwie, miała miejsce pierwsza indywidualna wystawa jego prac. W tym czasie Lebenstein mocno przyjaźnił się ze współtwórcą Teatru na Tarczyńskiej – Mironem Białoszewskim. Po zdobyciu Grand Prix na I Międzynarodowym Biennale Młodych w Paryżu malarz zdecydował o pozostaniu we Francji na stałe. Wolał być, jak mówił, „na marginesie w Paryżu niż na marginesie w Warszawie”. W 1971 r. Lebenstein przyjął obywatelstwo francuskie. Na emigracji związał się ze środowiskiem paryskiej „Kultury”, kręgiem Instytutu Literackiego oraz redakcją „Zeszytów Literackich”. Tam też poznał Czesława Miłosza, Konstantego „Kota” Jeleńskiego, a także Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.

Jan Lebenstein uprawiał głównie malarstwo oraz rysunek. Jego twórczość jawi się jako przykład figuracji, w której abstrakcja, ale też starożytne mitologie zdołały odcisnąć swe piętno. Istotnym źródłem natchnienia były dla niego również wielkie teksty literackie. Artysta zilustrował m.in. Księgę Hioba oraz Apokalipsę w tłumaczeniu Czesława Miłosza. Wizualnej interpretacji Lebensteina doczekał się także Folwark zwierzęcy George’a Orwella, jak również wiele opowiadań serdecznego przyjaciela, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Znajomości z przedstawicielami świata literackiego stanowiły dla niego ważną część życia. Lebenstein tak mówił o tych relacjach: „To nie przypadek, że mogę przyjaźnić się z pisarzami (…) – jestem »spoza«. Bardzo dużo zawdzięczam tym przyjaźniom”.

Sztuka Jana Lebensteina potrafi bezpardonowo sięgać do najskrytszych zakamarków ludzkiej świadomości. Od błahej sensacji, często niebędącej w stanie wyjść poza cień jednostkowych doświadczeń, różni ją to, że stanowi uniwersum, potrafiące dotknąć nieoczywistych, a zarazem najczulszych strun ludzkiej egzystencji.

[Opracowała: Helena Kisielewska, adiunkt w Dziale Sztuki Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu]