Mała rzecz o wielkim uczuciu – Michalina i Konrad Krzyżanowscy


Konrad Krzyżanowski, Portret żony artysty, 1921–1922, olej na desce, MGB/Sz 1639

To historia opowiadająca o uczuciu łączącym dwoje artystów: Konrada Krzyżanowskiego – jednego z najznakomitszych rodzimych portrecistów przełomu XIX i XX wieku – i Michaliny Krzyżanowskiej z domu Piotruszewskiej, będącej wybitną polską pejzażystką.

Początek tej opowieści sięga 1904 roku, kiedy to w pracowni Konrada Krzyżanowskiego, wykładowcy w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych, pojawiła się młoda, zdolna studentka – Michalina Piotruszewska. Wkrótce stosunki między nimi zaczęły przybierać na sile, przestając być typowymi relacjami łączącymi osobę nauczyciela i ucznia. Oboje bowiem zakochali się w sobie. A dwa lata później, w 1906 roku, Mysza (jak pieszczotliwie malarz zwykł nazywać ukochaną) wraz z Krzyżakiem (to z kolei przezwisko nadane Krzyżanowskiemu przez studentów) powiedzieli sobie sakramentalne „tak”.

Skąd wiadomo o pełnym bliskości i ciepła uczuciu łączącym tę parę? Z nielicznych, lecz szczęśliwie zachowanych listów pisanych przez Konrada pod adresem Michaliny. I choć nie powinno czytać się cudzej korespondencji, tym razem warto zrobić wyjątek – po to, by móc z bliska przyjrzeć się ich cudownemu, zaklętemu w słowach, uczuciu.

A zatem posłuchajmy:

„Myszko, całuję Ciebie, Twe złote rączki, a Studium Twoje wisi mi nad łóżeczkiem moim”.

 

„Chciałbym rozpędzić chmury, chciałbym mniej myśleć, rozmyślać i mniej tęsknić po Tobie, a tu ni rusz jak na złość! (…) pragnę jak najprędzej być już w Warszawie, chciałbym nie marzyć, a widzieć Ciebie – nie myśleć – a żyć z Tobą (…)”.

I na koniec:

„Kocham Ciebie, wyglądam, tęsknię i lubię, i kocham (…)”.

W twórczości Konrada Krzyżanowskiego odnajdziemy wiele wspaniałych wizerunków Michaliny, której kariera malarska rozpoczęła się po śmierci męża.

W ostatnich latach życia Konrad Krzyżanowski tworzył przedstawienia niewielkich rozmiarów. Prace te należą do grupy obrazów opartych na bardziej tradycyjnej, a co za tym idzie – spokojniejszej w wyrazie formule, wyzbytej obecnej we wcześniejszych pracach nerwowości. Taki właśnie jest Portret żony artysty ze zbiorów Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu, będący jednym z ostatnich namalowanych przez Krzyżanowskiego obrazów. Światło łagodnie otula spokojną twarz Michaliny, wydobywając jednocześnie z gęstego mroku kształt jej głowy. Przedstawienie przywołuje skojarzenia z najlepszą tradycją malarstwa luministycznego, opierając swe działanie na mistrzowskim operowaniu światłocieniem.

Dziś portret ten można uznać za dzieło o charakterze niemalże konfesyjnym. Patrząc na niego, ma się wrażenie, jakby artysta chciał nam przekazać, że od początku fascynował go człowiek i to głównie jemu poświęcił swą twórczość! Ludzka fizjonomia oraz dusza nigdy nie miały przed Krzyżanowskim żadnych tajemnic! Portretował wiele niezwykłych osób, ale najbardziej – zdaje się – kochał malować twarz swojej żony.

[Opracowała: Helena Kisielewska, adiunkt w Dziale Sztuki Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu]