Olga Boznańska, „Dziewczynka przy oknie”, ok. 1890

Olga Boznańska, Dziewczynka przy oknie, ok. 1890, olej na płótnie

„Żywy człowiek jest dla mnie zawsze ciekawszy aniżeli te wszystkie kombinowane książki i karafki…”

To artystyczne motto jednej z najwybitniejszych polskich malarek – Olgi Boznańskiej (1865–1940). Krytyk i artysta Jerzy Wolff, świadom tego, jak wielką rolę w dziejach sztuki europejskiej odegrało malarstwo francuskie, tak wypowiedział się o Polce: „(…) nie jest uczennicą Francuzów, tylko ich siostrą”.

Olga Boznańska urodziła się w Krakowie, w rodzinie inżyniera Adama Nowiny-Boznańskiego. Matka – Eugenia Mondan – była z pochodzenia Francuzką. Od najmłodszych lat Olga wykazywała spore zdolności plastyczne. Dzięki czułym i wyrozumiałym rodzicom bez przeszkód rozwijała swe zamiłowania, pobierając prywatne lekcje rysunku i malarstwa u krakowskich nauczycieli, a następnie studiując w Monachium – prywatnie, rzecz jasna. Niestety, w tamtych czasach możliwość swobodnego studiowania stanowiła przywilej mężczyzn. Toteż kobiety, które marzyły o poszerzaniu wiedzy i zdobywaniu wykształcenia, musiały korzystać z zasobów prywatnej edukacji.

Powróćmy jednak do słów Olgi Boznańskiej mówiących o jej malarskich fascynacjach. Choć artystka pozostawiła po sobie sporo obrazów w postaci martwych natur oraz kilku pejzaży, bez wątpienia była niekwestionowaną mistrzynią w dziedzinie sztuki portretowej. Jej wyjątkowy talent do tworzenia podobizn, w których zawarta jest prawda z widocznym rysem psychologicznym portretowanego, spowodował, iż szybko zdobyła należyte uznanie. Malowanie portretów na zamówienie stało się jej sposobem na życie. Znany francuski krytyk Louis Vauxcelles tak pisał o Boznańskiej: „Co za artystka! Słynna Polka prześladuje nas, doprowadza do obsesji, oczarowuje…”. Nie dziwi zatem to, że nawet rządy państw angażowały się w kupno płócien Olgi Boznańskiej. Dla przykładu: Portret panny Dygat został nabyty przez przedstawicieli rządu francuskiego w 1904 roku, podczas gdy Portret Konstancji Dygatowej trafił w ręce króla włoskiego Wiktora Emanuela III w 1938 roku. Wielu Polaków, jak Henryk Rodakowski czy Stanisław Wyspiański, również uległo szczeremu zachwytowi nad talentem Olgi Boznańskiej. Swój stosunek Rodakowski dobitnie wyraził w liście gratulacyjnym skierowanym do malarki: „Chciej nam, łaskawa Pani, dać sposobność podziwiania Twojej pracy i radowania się Twoim talentem”.

Olga, choć wielokrotnie namawiana przez swego ojca, a także proszona przez Juliana Fałata o przyjęcie posady wykładowczyni na krakowskiej akademii, nigdy nie zdecydowała się na powrót do Krakowa, na stałe wiążąc się z Paryżem. Myli się jednak ten, kto sądzi, że malarka uległa w ten sposób niezwykłej atmosferze miasta, wynikającej z faktu bycia przez Paryż światową stolicą sztuki. Poświęcanie każdej chwili na malowanie, jasno skrystalizowane poglądy, a co za tym idzie – brak potrzeby podążania za artystycznymi nowinkami, jak również introwertyczne usposobienie spowodowały, że Olga Boznańska, mimo wielkiego uznania, trzymała się z dala od centrum artystycznej bohemy. Śmierć schorowanego ojca oraz przedwczesne, będące wynikiem samobójstwa, odejście siostry Izy jeszcze bardziej przyczyniły się życia w odosobnieniu.

Wśród wielu namalowanych przez Olgę Boznańską portretów poczesne miejsce zajmują podobizny dzieci. Artystka bezbłędnie wyczuwała szczerość płynącą z dziecięcych twarzy oraz autentyczność póz i gestów, jakie przybierali mali modele. Około 1890 roku powstała podobizna siedzącej przy oknie dziewczynki, która dziś zdobi Galerię Malarstwa naszego Muzeum. Ten niewielkich rozmiarów obraz powstał na płótnie i przynależy do wczesnego etapu twórczości Olgi Boznańskiej. W późniejszym okresie malarka używała tekturowych podobrazi, uzyskując w ten sposób pożądany efekt matowości barw.

Podczas studiów w Monachium Olga pisała do matki: „Mam więcej talentu do koloru niż do formy”. Barwa, prócz niebywałej umiejętności ukazywania wnętrza człowieka, stanowiła o sile jej malarstwa. Z czasem kolor szary na tyle zafascynował artystkę, że stał się niejako kanwą, z której „tkała” swe obrazy, wyczarowując prawdziwe polifonicznie barwne cudeńka.

Czy Olgę Boznańską można uznać za reprezentantkę impresjonizmu? Patrząc na jej prace, wielu powie, że tak. Kolorystyczne wibracje, zatracanie konturowości form, spłaszczanie powierzchni przedstawienia poprzez zastępowanie perspektywy grą kolorów – z pewnością sprzyjają takim twierdzeniom. A co na to sama zainteresowana? Odpowiedź malarki na ten temat była krótka i dosadna: „Ja i impresjonizm?”. W opinii Boznańskiej takie porównanie wydawało się nonsensem. Mimo powierzchownych podobieństw jej malarstwo zdołało zachować stuprocentową autonomiczność.

[Opracowała: Helena Kisielewska, adiunkt w Dziale Sztuki Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu]