MARIA CHWAŁÓWNA – Ślązaczki o powstaniach i plebiscycie

„Zanim nastała Polska… Praca społeczna kobiet w okresie powstań i plebiscytu na Górnymi Śląsku. Wybór relacji", opracowanie Joanna Lusek, Bytom 2019

Być może w Państwa domowych archiwach zachowały się niepublikowane dotąd wspomnienia bezpośrednich świadków okresu powstań i plebiscytu na Górnym Śląsku. Stwórzcie Państwo z nami archiwum relacji! Prosimy o kontakt: j.lusek@muzeum.bytom.pl

Matki, żony, córki – kobiety, gdy weźmie się pod uwagę okres powstań i plebiscytu, zapamiętane zostały jako bohaterki raczej drugiego niż pierwszego planu. Ale czy było tak naprawdę? Angażowały się przecież w stowarzyszeniach i czytelniach dla kobiet, związkach sokolskich i towarzystwach śpiewaczych; były członkiniami Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska, przenosiły i ukrywały broń oraz amunicję; pracowały w strukturach Polskiego Czerwonego Krzyża na Śląsku, służąc w powstaniach jako sanitariuszki; organizowały podstawy górnośląskiego skautingu; działały charytatywnie, wspierając materialnie rodziny powstańców czy też kwestując i zbierając żywność dla samych powstańców; prowadziły szeroko zakrojoną akcję propagandową (organizowały wiece i spotkania poparcia dla sprawy polskiej) oraz akcję kulturalną, angażując się np. w działalność teatrów ludowych (plebiscytowych); pracowały aktywnie w Polskim Komisariacie Plebiscytowym w Bytomiu i w lokalnych komitetach plebiscytowych, uczyły i nauczały (w mniej lub bardziej profesjonalny sposób) języka polskiego i historii; uczestniczyły w organizowaniu przyjazdu i przyjmowaniu emigrantów na potrzeby ich udziału w głosowaniu podczas plebiscytu…

W 2019 roku nakładem MGB ukazała się publikacja „Zanim nastała Polska… Praca społeczna kobiet w okresie powstań i plebiscytu na Górnym Śląsku. Wybór relacji” (w opr. Joanny Lusek), w której zamieszczono wspomnienia 60 kobiet, obejmujące lata 1919–1920–1921. Czerpiąc z tego zbioru, co tydzień będziemy publikować wskazaną przez Państwa relację, uzupełnioną o biogram i materiały dodatkowe. Zapraszamy do śledzenia nas na stronach oraz w mediach społecznościowych Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu  i Muzeum Czynu Powstańczego (Oddziału Muzeum Śląska Opolskiego).

Maria Chwałówna

Maria Chwałówna[1]

Pochodziła spod Strzelec Opolskich. Po ukończeniu żeńskiej szkoły średniej kontynuowała naukę w Królewskim Katolickim Seminarium dla Nauczycielek Szkół Powszechnych w Bytomiu. Pracowała potem jako nauczycielka w szkołach w Łąkach i Adamowicach. Włączała się chętnie w prace społeczne, była przewodniczącą Towarzystwa Polek w Strzelcach Opolskich, założycielką drużyn harcerskich w szkołach, w których pracowała. Należała do Katolickiego Związku Nauczycieli (Katholische Lehrerverein), od 1919 roku do Stowarzyszenia Nauczycieli Polskich. W trakcie III powstania śląskiego pracowała w biurze w Błotnicach, następnie w szpitalu polowym w Toszku. W 1922 roku przeniosła się do Katowic, do wybuchu II wojny światowej pracowała w szkole wydziałowej z oddziałami niemieckimi. Została członkinią Polskiego Stronnictwa Ludowego, w ramach pracy w tymże włączała się w akcje charytatywne, wspierając niezamożne dzieci. Chwałówna została odznaczona Śląskim Krzyżem Powstańczym[2].

Z moich wspomnień o Polsce…

Urodziłam się na Śląsku Opolskim. Pochodzę z domu polskiego, nie tylko dlatego, że mam polskie nazwisko, że mówiono u nas po polsku, ale także i dlatego, że w naszym domu panował i duch polski. Moi rodzice kilka razy byli w Częstochowie i w Krakowie. Z Częstochowy przywieźli mały obraz, który wisiał nad moim łóżeczkiem. Gdy chodziłam do szkoły powszechnej, niemieckiej (bo polskich szkół nie było), nie zastanawiało mnie to wcale, że tu [w domyśle: na Górnym Śląsku] mówiono tylko po niemiecku, bo myślałam tak: w domu mówimy po polsku, a szkoły są pewno na to, ażeby się nauczyć języka niemieckiego, który był potrzebny przecież we wszystkich urzędach.

Gdy oddano mnie do liceum dziwiło mnie, że żadna dziewczynka nie znała języka polskiego, że się z tego języka śmiano, bo po polsku to nie pięknie, że po polsku mówią tylko ludzie prości, nieinteligentni. Nauczycielki zabrały się też zaraz do germanizacji. Więc gdy nadeszły urodziny cesarza[3], wybrano nikogo jak mnie, z moim polskim akcentem, do deklamacji. Raz była nauczycielka w rozpaczy widząc, że mówię wiersz bez uczucia, bo przecież „nie z serca”. Myślała, że to pewno brak żywego temperamentu. Zamiast wiersz dać innej dziewczynce wybrała dla mnie inny, o charakterze spokojniejszym. Całe dwie godziny mnie wtedy mordowała. Nie deklamowałam raz, ale w przeciągu szczęściu kolejnych lat aż pięć razy. To zmusiło mnie do zastanowienia. Zdziwiło mnie też, że na lekcji historii uczyliśmy się o Francji, o Anglii i Rosji, a o Polsce była tylko krótka wzmianka przy okazji rozbiorów. Przedstawiano naturalnie Polskę w najgorszym możliwym świetle. Za taką niesprawiedliwość zaczęłam Niemców nienawidzić!

Ale gorzej miało być w seminarium w Bytomiu[4]. Bo tu były koleżanki pochodzące również z domów polskich. Nie przyznawały się do języka polskiego, wstydziły się polskiego nazwiska. Przy seminarium był duży ogród, pracowali tam polscy robotnicy. Często odgrywałam rolę tłumaczki między nauczycielką a robotnikami. W niedzielę niekiedy chodziłam na nieszpory polskie. Kościół był przepełniony. Wtedy porównywałam naród polski z narodem żydowskim. Więc Bóg sprawiedliwy musi Polaków wysłuchać i wybawić ich z niewoli. Moje koleżanki śmiały się z tych moich marzeń. W księgarni „Katolika” przy ulicy Piekarskiej[5]  kupiłam sobie podręcznik do języka polskiego. Przy pożegnaniu nasz dyrektor seminarium [Stephan] R.[einelt] mówił, jak to trzeba pracować dla jakiegoś ideału, że się zdarzyć może, że nasze ideały będą leżały zdruzgotane na drodze naszego życia, że trzeba się będzie oglądać za nowymi ideałami. Wtedy tak myślałam: postawię sobie taki wysoki ideał, że go nikt nie będzie potrafił zdruzgotać, ani sam się nie obali. Mój ideał to będzie Polska!

Moją pierwszą posadę otrzymałam w Łąkach, w powiecie kozielskim. Oprócz dzieci nauczyciela żadne inne dziecko nie miało choćby najmniejszego pojęcia o języku niemieckim. Na pytanie: Wie heiβt du?[6] otrzymałam odpowiedź taką samą: Wie heiβt du? Była to rozpacz dla nauczycielki, ale radość wielka dla duszy polskiej, że germanizacja nie dotarła jeszcze do wszystkich zakątków Śląska. Z ludźmi mówiłam po polsku, na przykład przy spisach ludności i inwentarza żywego; przy tej sposobności chciałam też ich błędy językowe poprawiać. Więc zamiast pytać: Wiele tam mocie gansi? pytałam: Ile to macie gęsi? (nauczyłam się tego na pamięć z książki, bo języka poprawnego słyszałam tylko w kościele). Skutek jednak był taki, ze ludzie myśleli, że nie umiem po polsku i dopiero się z książek uczę. Ponieważ moja matka była ciężko chora – umierająca – dostałam posadę blisko domu, w Adamowicach. Tu przeżywałam rewolucję niemiecką[7] i nowopowstającą Polskę. Dowodem niech będzie to, że po dziś dzień przechowuję wycinek z gazety – odezwę Prowizorycznej Rady Państwowej pełnej wdzięczności i hołdu dla [Thomasa Woodrowa] Wilsona[8]. Ale nawet najśmielsze moje marzenia miały się ziścić! Bo i Śląsk miał się połączyć z Polską! Ale tymczasem trzeba było pracować i lud przygotować do plebiscytu. Rząd niemiecki w obawie utracenia Śląska zezwolił na naukę religii w języku polskim. Jeszcze, jak dziś pamiętam, moją pierwszą lekcję w języku polskim. Widzę oczy wszystkich dzieci na mnie zwrócone, bo czuły, że wielki przełom w historii przeżywają. Pan radca Kulig z Katowic był wtedy przez Polaków wybrany. Był w Adamowicach kilka razy na hospitacji. Nigdy nie przyszedł z próżnymi rękami: to przyniósł elementarze dla biednych dzieci, to książki polskie dla tych pilnych.

Zgłosiłam się też do pracy społecznej. Założyłam drużynę harcerską, zapisałam się również do chóru, wybrano mnie ponadto jako przewodniczącą Towarzystwa Polek[9] w Strzelcach. Należałam też do Stowarzyszenia Nauczycieli Polskich[10]. Nim powstało Stowarzyszenie Nauczycieli Polskich należałam do niemieckiego Katholischer Lehrerverein[11]. Gdy raz przyszłam na posiedzenie tego związku, ze względu na bardzo ciekawy odczyt psychologiczny, a byli zaproszeni inspektor i nawet osoby spoza sfer nauczycielskich, wtedy na samym początku obalono program posiedzenia i wezwano Polaka, żeby im dał odpowiedź na różne pytania dotyczące Polski! Zgłosiłam się jako jedyna i odpierałam zarzuty jak tylko mogłam. Wtedy Niemcy krzyczeli wściekli: Dlaczego to nie idę do Poznania, tam już jest Polska? A ja im na to: Posen braucht mich nicht mehr! Posen ist schon gerettet! Jetzt gilt um Schlesien! Jetzt muss noch Schlesien gerettet werden![12] Dwaj Polacy, którzy przypadkowo znaleźli się w sąsiedniej sali i całą sprawę słyszeli, sprowadzili Francuzów[13], ażeby zebranie zamknąć, bo obawiali się, żeby mnie nie obito! Gdy wracałam do domu naprawdę obawiałam się, żeby ktoś z nauczycieli nie pobiegł do komisariatu i nie posłał na mnie jakichś tam Stosstrupplerów[14]. Patrzę, a tu jadą dwaj mężczyźni na rowerach, z laskami zwanemi plecybitami (od plebiscytu)[15]. Jadą wprost do naszego domu. Nie wiedziałam, co zrobić! Nie chciałam jednak ojca staruszka narażać, więc z trwogą wchodzę. Ci dwaj podchodzą do mnie z wyciągniętymi rękami, myślałam, że z rewolwerami. A to byli właśnie ci dwaj, którzy z Francuzami rozbili zebranie i przyszli z uznaniem, że się tak dzielnie broniłam, jedna wobec dwustu.

Nareszcie przyszedł wielki dzień głosowania. Najpierw trzeba było przyjmować na dworcu i w hotelu naszych emigrantów z Polski i z Niemiec[16]. Byli to przeważnie ludzie biedni – robotnicy, którzy poszli za kawałkiem chleba. Emigranci-Niemcy to przeważnie inteligencja – studenci, którzy studiowali na uniwersytetach niemieckich, albo tacy, którzy tam jakąś posadę znaleźli. Sam dzień głosowania przeszedł w największym spokoju. Nasz powiat bardzo dobrze się popisał, bo w powiatach pszczyńskim i rybnickim wykazano największy procent głosów za Polską! Niestety został nasz powiat przy Niemcach. Dużo Polaków uchodziło na Śląsk polski, a reszta która tam pozostała, maleje z dnia na dzień, bo tylko jeszcze starsze pokolenie kocha Polskę, a tak pomału wymierają! Choć jest tam jeszcze garstka Polaków „jak siekiera”, którzy się niczego nie boją, którzy jadą na przedstawienia teatru polskiego do Bytomia albo do Gliwic. Są jeszcze i tacy, którzy w radio słuchają nabożeństwa po polsku i odczyty i pieśni polskie i bery śląskie.

Ale nim przyznano Polsce Śląsk jeszcze w trzech powstaniach krew przelali Ślązacy swoją wolą. Tylko trzecie powstanie ogarnęło też i nasz powiat. Z początku Polacy byli zwycięzcami, ale gdy się Polacy pod naporem Niemców musieli wycofać, wtedy też i ja musiałam uchodzić. Pracowałam w biurze w Błotnicach, a później zgłosiłam się do pielęgnowania rannych w szpitalu w Toszku[17]. Byłam przekazana do oddziału dla ciężko rannych, to znaczy umierających. Byli między nimi nie tylko sami młodzi, ale i starsi żonaci, ale i jeden student spod Krakowa. Przybyło nam do pomocy sześć sióstr Czerwonego Krzyża, studentki z Polski. Między nimi była pani [Karolina] Włodarczykówna[18] z Poznania, która też i podczas plebiscytu w naszym powiecie pracowała.

Wtedy, kiedy część Śląska witała polskie wojsko, druga część Śląska przeżywała najstraszniejsze chwile. Wojska okupacyjne opuściły Śląsk, a ludność została na łasce i niełasce band niemieckich, którym za to rząd płacił, że bomby podrzucali, okna wybijali i do domów strzelali. Jak wreszcie wkroczyły wojska niemieckie, to wioski wyglądały jak po wielkim pożarze, domy były puste. Musieli szukać ludzi po lasach i w zbożu, żeby im coś ugotowali! Ale mimo to, że już było wojsko, jeszcze Polacy nie mieli spokoju. Wtedy to mówił mi inspektor szkolny niemiecki, żebym się starała o posadę na Śląsku polskim, bo na niemieckim Śląsku dla mnie nie ma posady. Wtedy to starałam się o posadę w Katowicach. Gdy wracałam z dworca najspokojniej w świecie, o godzinie piątej po południu, słyszę jak ktoś za mną gwiżdże. Miałam takie przeczucie, że to znak, że może to na mnie. A tu już podchodzi niemiecki Stosstruppler[19] i zastawia mi rewolwerem drogę. Mówię do niego, żeby mnie zostawił w spokoju, że wracam właśnie z polskiego Śląska, gdzie się Niemcom żadna krzywda nie dzieje, a ten ręką zamyka mi usta. I tylko Bóg wie, co by się stało… Oglądałam się za pomocą czyjąś. Z dworca idzie dużo ludzi, ale wszyscy z ukrytą radością patrzą się na mnie i zachęcają zbója. Patrzę, jakiś obcy idzie, wzywam go. I dopiero on uwolnił mnie z rąk tego napastnika, przypominając mu Niemców po stronie polskiej.

Od roku 1922 pracuję w Katowicach[20]. Tutaj też mogłam się oddać swojemu ulubionemu przedmiotowi: rysunkowi. Zgłosiłam się na pierwszy kurs rysunków, jaki został zorganizowany na Śląsku. Więc jakże się nie mam cieszyć, kiedy moje najśmielsze marzenia się spełniły! Dożyłam cudu zmartwychwstania Polski. Wolno mi nie tylko patrzeć się na Polskę z daleka, ale mogę w Polsce i dla Polski pracować!

[1] MGB, sygn. H-1978, Relacja Marji Chwałówny opatrzona fotografią, k. 219–222.

[2] J. Prażmowski, Szkolnictwo w województwie śląskim. Przedszkola, szkoły różnego typu, nauczycielstwo. Opracowano na podstawie materiałów urzędowych i innych źródeł, Katowice 1938, s. 6; J. Lusek, School Strikes in the Bytom Comunne in 1906 and 1920, „Czech-Polish Historical and Pedagogical Journal” 2017, v. 9 (1), s. 65; [b.a.], Ofiary, „Gazeta Ludowa” 1946, r. 2, nr 151, s. 3; P. Parys, Niezapomniane. Kobiety w powstaniach i plebiscycie na Górnym Śląsku, publikacja w druku (zestawienie kobiet odznaczonych Śląskim Krzyżem Powstańczym).

[3] Urodziny kolejnych królów Prus, cesarzy Niemiec, były hucznie obchodzone jako święta państwowe. Odbywały się wówczas liczne parady wojskowe i festyny, dekorowano ulice. Państwowa propaganda nie omijała placówek oświatowych, w których organizowano uroczyste akademie ku czci panującego, śpiewano pieśni i recytowano wiersze, np. Ernsta Lauscha: Hurra! Heut ist ein froher Tag, des Kaisers Wiegenfest! lub Der Kaiser ist ein lieber Mann. Po raz ostatni urodziny cesarza świętowano 27 stycznia 1918 r., na kilka miesięcy przed abdykacją Wilhelma II. Zwyczaj ów nawiązuje do tradycji starożytnych, w Niemczech powrócono do niego w latach sprawowania władzy przez Adolfa Hitlera, obchodzono wówczas Führergeburtstag. Do dzisiaj zwyczaj ten pielęgnowany jest w państwach, w których istnieją monarchie: Wielkiej Brytanii, Holandii czy Luksemburgu. Informacje na temat dni świątecznych, realizowanych akademii, zamieszczano w sprawozdaniach szkolnych wszystkich typów szkół (Jahresbericht) oraz w protokołach z powiedzeń rad pedagogicznych.   

[4] Maria Chwałówna przywołuje w relacji seminarium dla nauczycielek w Bytomiu, w latach 1916–1922 było ono kierowane przez Stephana Reinkego. Królewskie Katolickie Seminarium dla Nauczycielek (Königliches Katholisches Lehrerinnenseminar) w Bytomiu zostało otwarte w 1906 roku. Bytomska placówka była jedyną w rejencji opolskiej kształcącą przyszłe nauczycielki, pozostałe dziewięć (osiem katolickich i jedno ewangelickie) przygotowywało mężczyzn. W 1911 roku seminarium otrzymało samodzielny budynek z internatem oraz osobny gmach, przeznaczony na szkołę ćwiczeń. Wówczas też zmieniono nazwę placówki na Królewskie Katolickie Seminarium dla Nauczycielek Szkół Powszechnych (Königliches Katholisches Volksschul-Lehrerinnen-Seminar) w Bytomiu. Po raz ostatni dokonano zmian nazewniczych po I wojnie światowej – w 1922 roku, wówczas otrzymało ono nazwę Państwowe Seminarium dla Nauczycielek (Staatliches Katholisches Lehrerinnenseminar). Stephana Reinkego na stanowisku dyrektora zastąpił dotychczasowy prorektor – Fraunz Hauck. Seminarium w Bytomiu, w konsekwencji reformy, tj. przekształcenia seminariów nauczycielskich w akademie pedagogiczne, wygaszono w 1926 roku. W 1920 roku przy seminarium rozpoczęto realizację kursów, przygotowujących wykwalifikowanych nauczycieli dla szkół mniejszościowych, z polskim językiem wykładowym. Trwały jeden rok. Nie stanowiły integralnej części kursów seminaryjnych, lecz raczej ich uzupełnienie, dla kandydatek posługujących się językiem polskim. Kursy prowadzono w wynajmowanych salach hotelu „Lomnitz” (1920), w budynku konwiktu miejskiego w Bytomiu (1921) oraz w szkołach powszechnych w Chorzowie (1922). Zob. J. Lusek, Szkolnictwo niemieckie i polskie w Bytomiu w latach 1740–1945, Opole 2010, s. 259–264. 

[5] „Katolik” – czasopismo założone przez Józefa Chociszewskiego w Chełmie na Pomorzu, zostało odkupione przez Karola Miarkę, który wydawnictwo przeniósł na Górny Śląsk. Pierwszy numer pod jego redakcją ukazał się 1 kwietnia 1869 roku. Artykuły, które publikowano na jego łamach, dotyczyły zagadnień związanych z gospodarką, rolnictwem i wydarzeniami politycznymi, nie pomijając kwestii polskich. W 1873 roku, po prawomocnym skazaniu Karola Miarki, „Katolik” przeszedł w ręce kolejno ks. Franciszka Przyniczyńskiego, następnie ks. Stanisława Radziejewskiego. W 1886 roku „Katolik” stał się własnością jego siostry – Ludwiki Radziejewskiej, redaktorem naczelnym został wówczas Adam Napieralski. Na przełomie XIX i XX wieku, a zwłaszcza w pierwszym dziesięcioleciu XX wieku „Katolik” nie był już tylko pismem, ale jednym z kilku tytułów, ukazujących się w ramach wydawnictwa „Katolik” (poza nim ukazywał się również „Dziennik Śląski”, „Górnoślązak”, „Kurier Śląski” i „Nowiny Raciborskie” oraz dodatki „Rodzina”, „Dzwonek”, „Praca” i „Rolnik”). Pierwsza bytomska siedziba wydawnictwa, wraz z księgarnią wzmiankowaną przez Marię Chwałównę, mieściła się przy Piekarerstr. (obecnie: ul. Piekarska). Nowy budynek, u zbiegu Tarnowitzer Chausse i Kurfürstenstr. (obecnie: ul. Strzelców Bytomskich i al. Legionów) oddano do użytku w 1911 roku. Tam też, po likwidacji wydawnictwa, znalazło w latach 30. XX wieku lokum Gimnazjum Polskie.  Zob. M. Czapliński, Powstanie i rozwój koncernu „Katolika” w Bytomiu w latach 1898–1914, „Sobótka” 1973, nr 3, s. 315–333; J. Ratajewski, Ostatnie lata istnienia wydawnictwa „Katolik” w Bytomiu (1923–1932), „Rocznik Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego” 1970, nr 9 (3), s. 361–387.

[6] Wie heiβt du? – niem. jak się nazywasz?

[7] Mowa o rewolucji listopadowej (Novemberrevolution) w Niemczech w latach 1918–1919. Był to przewrót, w wyniku którego dokonała się zmiana systemu politycznego, z monarchii w republikę parlamentarną (pot. okres Republiki Weimarskiej).

[8] Thomas Woodrow Wilson, zob. przyp.

[9] Związek Towarzystw Polek, zob. przyp.    

[10] Związek Nauczycieli Górnoślązaków – pierwotnie Klub Nauczycieli Górnoślązaków został utworzony w powiecie pszczyńskim w 1919 roku. W 1923 roku związek przekształcono w Stowarzyszenie Chrześcijańsko-Narodowe Nauczycielstwa Szkół Powszechnych. Stosunkowo szybko struktury związkowe powstały również w kolejnych powiatach na Górnym Śląsku. Zasadniczym celem związku było propagowanie sumiennego wykonywania pracy zawodowej oraz opieki nad dzieckiem, w szkole i poza nią. Hasło związku brzmiało: Z naszym ludem, dla naszego ludu i dla naszej przyszłości. Zadaniem nauczycieli było podejmowanie samokształcenia oraz podwyższanie kompetencji w posługiwaniu się językiem polskim. W tym celu prowadzono kursy z języka polskiego. W 1920 roku związek liczył ponad 120 członków, skupionych w powiatach: bytomskim, toszecko-gliwickim, katowickim, królewskohuckim, opolskim, pszczyńskim, zabrskim, strzeleckim i tarnogórskim. Zob. Polskie organizacje społeczno-polityczne na Górnym Śląsku 1918–1939, red. A. Topol, Katowice 1990.

[11] Katholischer Lehrerverein – Katolicki Związek Nauczycieli [w Niemczech].

[12] Posen braucht mich nicht mehr! Posen ist schon gerettet! Jetzt gilt um Schlesien! Jetzt muss noch Schlesien gerettet werden! – tłum. Poznań mnie nie potrzebuje! Poznań jest już uratowany! Teraz chodzi o Śląsk! Teraz Śląsk musi zostać uratowany!

[13] Wojska alianckie, w tym żołnierze francuscy, wspierały działania Międzysojuszniczej Komisji Rządzącej i Plebiscytowej na Górnym Śląsku (działała od 11 lutego 1920 do 10 lipca 1922 roku, powołana została na mocy traktatu wersalskiego oraz umowy francusko-niemieckiej, celem przeprowadzenia plebiscytu na Górnym Śląsku), w zakresie utrzymania porządku w trakcie trwania kampanii plebiscytowej oraz prawidłowego przebiegu głosowania. Stronę francuską reprezentował gen. Henri Le Ronde. Zob. B. Malec-Masnyk, Plebiscyt na Górnym Śląsku, Opole 1991.

[14] Stosstrupplerzy – pot. o oddziale bojowym.

[15] Zob. P. Jagieła, Bijok…o plebiscytowej dyscyplince, [w:] 100x100. Nasze Stulecie, red. J. Lusek, Bytom 2018, s. 52–54.

[16] Akcja poprzedzająca plebiscyt (1920–1921) prowadzona była nie tylko na Górnym Śląsku, ale na terenie całych Niemiec, ponieważ emigranci – w poszukiwaniu lepszego bytu często migrowali. Starano się pozyskać również ich glosy, namawiając do przyjazdu, celem oddania głosu w plebiscycie. Utworzono specjalne biura plebiscytowe, podlegające Komisariatom Plebiscytowym, co spotkało się ze sprzeciwem Niemców. We Wrocławiu powstało Towarzystwo Opieki nad Górnoślązakami, jego członkowie odszukiwali zamieszkujących na Dolnym Śląsku Górnoślązaków, celem skłonienia ich do wzięcia udziału w plebiscycie. Przybyłym na Górny Śląsk emigrantom oferowano zakwaterowanie i wyżywienie na czas ich pobytu.

[17] Szpital polowy w Toszku miał charakter tymczasowego, znajdował się poza budynkiem szpitala stałego. Przeznaczony był do celów doraźnego opatrywania i leczenia rannych, przed przetransportowaniem ich do szpitala lub szpitali stałych.

[18] Karolina Wlodarczykówna ukończyła Państwowe Seminarium Żeńskie w Lesznie, w latach 1932–1936 kierowała Szkołą Ćwiczeń Seminarium Nauczycielskiego w Wymyślinie. Zob. Z. Jankowski, Państwowe Seminarium Nauczycielskie Męskie w Wymyślinie (1867–1916 i 1919–1936) „Notatki Płockie” 1997, nr 42/4-173, s. 9–20; Wspomnienia i galeria serdeczna. Wymyślin w pamięci nauczycieli i wychowanków z pełnym ich wykazem (1867–1969), opr. M. Krajewski, Wymyślin 2009, s. 64 i 67.

[19] Stosstrupplerzy, zob. przyp.

[20] Maria Chwałówna jest wzmiankowana jako nauczycielka szkoły wydziałowej w Katowicach, z oddziałami polskimi (męskimi i żeńskimi) oraz niemieckimi (koedukacyjnymi). J. Prażmowski, Szkolnictwo w województwie śląskim. Przedszkola, szkoły wszelkiego typu, nauczycielstwo…, s. 6.

Teksty czytają:

dr Joanna Lusek
Muzeum Górnośląskie w Bytomiu

dr Przemysław Jagieła
Muzeum Czynu Powstańczego w Górze Świętej Anny, Oddział Muzeum Śląska Opolskiego