Agrarna magia Świąt, czyli zaczynamy Wielki Tydzień

Święta Wielkanocne – poprzedzone intensywnymi przygotowaniami, Wielkim Postem oraz niezliczonymi epizodami zaklinania przyrody – były i są niezwykle istotnym momentem w obrzędowości dorocznej. Święta Wielkiej Nocy na śląskiej wsi celebrowały powrót do życia dużo szerzej, niż nam się dzisiaj wdaje – symbolika jajka jako początku nowego życia nie dotyczyła jedynie zmartwychwstającego Chrystusa, ale także odradzającej się przyrody (co również było zagadnieniem bardzo istotnym), a elementy magii agrarnej towarzyszyły, przeplatały czy nawet były wspierane przez religijne praktyki. Właśnie na te aspekty świętowania chcemy zwrócić uwagę w kolejnych artykułach, dotyczących tego czasu na Górnym Śląsku. 

Dni świąteczne w kulturze mają to do siebie, że w sposób najtrwalszy przechowują i przekazują tradycję, gwarantując poczucie tożsamości w grupie, ponieważ rzeczywiście dni te naznaczone są tożsamością czy może takożsamością zachowań wszystkich ludzi, co znaczy mniej więcej tyle, że w dni takie wszyscy wiedzą, co należy robić, i to robią, co z kolei oznacza, że wszyscy robią mniej więcej to samo. Na śląskiej wsi przeżywanie poszczególnych obrzędów wielkotygodniowych miało charakter grupowy – społeczny, nie prywatny, jak to ma miejsce współcześnie, kiedy nasze obrzędy zamykamy w czterech ścianach naszych domów. Mieliśmy do czynienia z szeregiem praktyk, które angażowały całą społeczność lub jej większą część. Wielki Tydzień był czasem najintensywniejszych przygotowań, a z każdym jego dniem wiązał się szereg ściśle określonych praktyk.

Wielka Środa

Inaczej zwana była Żurową strzodą, ponieważ w dniu tym na Śląsku palono żur. Jest to bardzo dawny zwyczaj, który polegał na podpalaniu skrobaczek, czyli starych, zużytych mioteł nasyconych smołą lub oblanych żywicą. Z płonącymi miotłami biegano po polach jak z pochodniami. Biegając, co chwila uderzano nimi o ziemię, wykrzykując: 

żur palę, buchty chwalę”

żur pola, buchty chwola, co krok to snop”

 „żur pola, co krok to snop, co stopa to kopa”

żur pola, co by zboże rosło”

W obrzędzie tym uczestniczyli najczęściej młodzi ludzie – głównie chłopcy, czasem też dziewczęta. W niektórych wsiach zapalano także słomiane wiechcie na wysokich żerdziach lub duże ogniska, z wszelkich resztek, na granicach pól i dopiero od tego ogniska młodzież odpalała stare miotły. Jest to interesujący zwyczaj, dzisiaj już niemal nieistniejący, który, mimo okresu Postu, często przybierał formę wesołej zabawy z pieczeniem ziemniaków i skokami przez ognisko oraz samotnymi spacerami zakochanych par. Interwencja władz kościelnych w ludowy obrzęd sprawiła, że w niektórych wsiach przybrał on formę procesji ze światłami, która była interpretowana jako „szukanie Jezusa w Ogrójcu” również w formie „biegającej”,  upamiętniającej scenę poszukiwania Chrystusa przez Żydów, chcących go pojmać. Pierwotne znaczenie obyczaju ma jednak związek z magicznymi praktykami mającymi zapewnić urodzaj oraz pozbywaniem się i niszczeniem wszelkiego zła, niedostatku i robactwa w postaci obrzędowego spalenia śmieci na granicy pól. 

Innym, praktykowanym gdzieniegdzie zwyczajem było palenie lub wypędzanie Judasza „(…) po psalmach recytowanych po południu w kościele, młodzież, a raczej młodzi chłopcy, urządzają przy pomocy piszczałek i taczek ogromny hałas, co ma symbolizować trzęsienie ziemi podczas śmierci Chrystusa. W dawniejszych czasach kościelny, ubrany w czerwoną kamizelkę, udawał Judasza, którego wśród hałasu wypędzano z kościoła” . W innej wersji obrzędu na polu spalano słomianą kukłę, która przedstawiać miała Judasza. Można się tutaj dopatrzyć mechanizmu, który towarzyszy także paleniu Marzanny czy żuru – zło i to, co zło symbolizuje, musi zostać przede wszystkim wygnane (wyniesione) ze wsi oraz spalone, żeby mogła ona zostać z niego oczyszczona. Spalone „resztki” Judasza rozsypywano na polach na urodzaj lub zabierano do domu dla ochrony przed piorunami.

Wielki Czwartek

W tym dniu na wsiach pojawiały się pochody chłopców z klekotkamiklepaczkami czyli drewnianymi kołatkami, które były znakiem żałoby, zdrady Judasza i mającej się wkrótce rozpocząć męki Chrystusa. W tym czasie radosny i donośny dźwięk kościelnych dzwonów był niedopuszczalny, a według relacji ludu śląskiego same dzwony udawały się do Rzymu, gdzie pozostawały związane w wieży i miały tam pozostać aż do Wielkanocy. Chłopcy chodzący z klekotkami do każdego domostwa zanosili wieść o żałobie i ustaniu radości, z tego powodu czasem obdarowywani byli skromnymi datkami. 

Klekotanie miało też na celu odstraszenie wszelkiego zła od wsi i domostw, ponieważ wierzono, że właśnie w tym czasie, czarownice były najbardziej aktywne „zbierając pożytek z pól” czy odbierając mleko krowom. Był to też czas, kiedy urządzały swoje kiermasze i istniało największe niebezpieczeństwo „oberwania” jakimś urokiem. Utarło się nawet powiedzenie „bez uroku”, które należało dodać za każdym razem, gdy wypowiadano jakiekolwiek pochwały w tym czasie. Samemu natomiast uprawiano różnego rodzaju zabiegi magiczne, które miały na celu np. przepędzenie kretów czy zapewnienie obfitych opadów deszczu. Żeby zapewnić sobie zdrowie, należało natrzeć nogi popiołem lub wysmarować tłuszczem, natomiast na urodzaj pomagało okadzanie pól dymem z palonego spróchniałego drewna oraz obsypanie ich popiołem. Bardzo starym zabiegiem magicznym wykonywanym w zależności od miejscowości w Wielki Czwartek lub w Wielką Sobotę było potrząsanie drzewkami owocowymi, co miało oczywiście zapewnić urodzaj owoców. W Wielki Czwartek należało go wykonać bezpośrednio przed zawiązaniem dzwonów.

Wielki Piątek

Dzień ten zaczynał się bardzo wcześnie i był szczelnie wypełniony obrzędami, z których pierwszym było obrzędowe obmywanie się w rzece lub w strumyku. Celem tego zabiegu było zapewnienie sobie zdrowia, a także urody i „szwarności” na cały rok. Żeby jednak był skuteczny, należało ściśle przestrzegać określonych reguł: obmycie musiało mieć miejsce przed wschodem słońca, w wodzie płynącej z zachodu na wschód i w całkowitym milczeniu, woda na ciele powinna wyschnąć sama, a po zakończeniu obmywania należało odmówić modlitwę z twarzą zwrócona ku wschodzącemu słońcu. Po powrocie do domu pito „kieliszek tatarczówki na chroboka”, który był także pamiątką męki Chrystusa, kiedy to Żydzi poili go octem, a to dlatego, że do wypicia tatarczówki trzeba było się „przemóc” ze względu na jej ostry i gorzki smak. Kieliszek wódki w Wielki Piątek miał też na celu ochronę przed bólami żołądka i był zdecydowanie zalecany – paradoksalnie, kto nie wypił kieliszka w Wielki Piątek, miał być pijakiem przez cały rok. 

Innym dobrze znanym zwyczajem było zatykanie w tym dniu na polach, w chlewach i na strychach krzyżyków wykonanych z poświęconej palmy wielkanocnej – miały chronić przed gradobiciem, szkodnikami i innymi klęskami, które mogły by zagrozić plonom. W niektórych wsiach stawiano je jedynie w tzw. „pustych godzinach”, czyli w czasie, kiedy Chrystus został już zdjęty z krzyża. 

Innym sposobem ochrony gospodarstwa – tym razem przed złymi mocami – była praktyka rysowania kredą trzech krzyżyków na wszystkich drzwiach, natomiast żeby ochronić się przed bardziej pospolitymi, ziemskimi złodziejami, należało obejść trzy razy dom dookoła i zmówić Ojcze nasz i Zdrowaś Mario – każde po pięć razy. Te i wiele innych praktykowanych w różnych miejscach regionu magicznych zabiegów, miało przede wszystkim sens wegetacyjny oraz ochronny – zmierzały do zapewnienia sobie, bliskim i domostwu bezpieczeństwa, zdrowia i dobrobytu.

Wielka Sobota

Również zwyczaje wielkosobotnie mają synkretyczny charakter. Święcenie ognia, jako światła Chrystusowego, ma swe podłoże w zdecydowanie poprzedzających Chrystusa obrzędach związanych z wiarą w moc ognia jako środka odstraszającego złe moce, symbolizującego oczyszczenie. Również kult wody niezbędnej do wegetacji i urodzaju powszechny był od czasów pogańskich. Te dwa żywioły stanowią ważny element chrześcijańskich obrzędów Wielkiej Soboty. Do dzisiaj  nabożeństwo zaczyna się  rozpalenia i poświęcenia ognia na placu przed kościołem, dawniej jednak zabierano ten poświęcony ogień do domu w postaci opalonego kawałka drewna. W tym dniu święci się także wodę. Dawniej powszechne było posiadanie święconej wody w domu oraz częste używanie jej przy różnych okazjach – głównie w celach leczniczych, oczyszczających oraz przy zabiegach związanych z narodzinami, śmiercią czy przy błogosławieństwach weselnych. W niektórych regionach wypijało się łyk takiej „świeżo poświęconej” wody dla zapewnienia sobie dobrego zdrowia.

Do dziś praktykowany jest zwyczaj święcenia pokarmów, na które składały się najczęściej: jaja, chleb, sól, ser, masło, szynka, chrzan, kiełbasy i ciasta. Co istotne, był to zwyczaj praktykowany jedynie przez polską ludność na Górnym Śląsku – ludność niemiecka nie święciła dawniej pokarmów w Wielką Sobotę. Obecnie koszyczki są niewielkie i zawierają symboliczne ilości pokarmów oraz słodkie dodatki w postaci baranków czy zajączków z cukru lub czekolady. Jeszcze na początku XX wieku, w związku z przekonaniem, że wszystkie spożywane podczas świątecznych dni pokarmy powinny być poświęcone, kosz bywał bardzo pokaźny i zdarzało się, że do kościoła musiały nieść go dwie osoby. Zdarzało się też, że księża przybywali do gospodarstw osobiście i święcili pokarmy bezpośrednio w domach, za co dostawali „ofiarę” w postaci jajek. 

Sobota poświęcona była więc także przygotowywaniu kroszonek, pieczywa i innych składników, które miały składać się na święcone. Najważniejszym z nich były oczywiście jajka, a sztuka ich zdobienia znana była już w IX wieku. Bardzo bogate jest też spektrum wierzeń i praktyk związanych z jajkami: jest to symbol życia w zarodku, uosobienie energii życiowej, używane często do odczyniania uroków czy w magii związanej z kultem zmarłych. Później te magiczne właściwości i funkcje uległy zatarciu, ale ich pozostałości możemy dostrzec np. w zwyczaju zakopywania skorupek poświęconych jajek w dniu pierwszego wypasu bydła, żeby krowy obficie dawały mleko czy dzielenie się jajkiem, aby ochronić się przed wszelkim złem i „utrzymać spoistość rodziny”. Jajka wielkanocne były nie tylko poświęcone, ale także pięknie ozdobione przy pomocy specjalnych sposobów barwienia i technik zdobniczych, o których teraz co nieco powiemy, zachęcając do wypróbowania ich w domu:

Technika batikowa inaczej zwana woskową polegała na zdobienia jajka przy pomocy płynnego wosku. Blaszanym lejkiem lub główką szpilki maczaną w wosku, przed ufarbowaniem pokrywano jajka woskowymi geometrycznymi liniami. Następnie farbowano jajka w wywarze sporządzanym przy pomocy naturalnych barwników, takich jak łupiny cebuli, pędy młodej pszenicy lub żyta, kora dębu itp. Po starciu wosku na jajku pozostaje nieufarbowany wzór.

Technika rytownicza polegała natomiast na wyskrobywaniu ornamentu (najczęściej roślinnego) czy nawet świątecznych lub miłosnych wierszyków, przy pomocy ostrego narzędzia na zabarwionej skorupce.

Według badaczy, śląskie kroszonki, stały na bardzo wysokim technicznym i artystycznym poziomie. Nic dziwnego, że ich wykonawcom, a częściej jednak wykonawczyniom zależało na wyjątkowo ozdobnych kroszonkach – były one przede wszystkim darem. 

Przygotowania w Wielka Sobotę szły pełną parą – oprócz zdobienia kroszonek, przygotowywania święconego piekło się także babki, kołocze, buchty i baranki oraz wykonywano całą masę magicznych zabiegów, m.in.: pobudzano drzewa do owocowania przez potrząsanie nimi gdy w kościele ponownie zabrzmiały dzwony, a tym, które nie owocowały w zeszłym roku, grożono ścięciem i odgrywano spektakl ocalenia, dając im tym sposobem „ostatnią szansę”. Ruszano też ulami, aby pszczoły dawały dużo miodu, oraz sadzono głąby korzeniami do góry, aby uchronić jarzyny przed robakami. 

Chłopcy natomiast przygotowywali się do śmiergustu, sporządzając sikawki oraz karwacze z wierzbowych witek. A do czego były używane… to już w następnym odcinku.

[Magdalena Pospieszałowska]